Najgorszy element: scenariusz zbudowany na jednym pomyśle i ciągnięty do "uroczego" końca za włosy żałosnych dialogów. Nie przeczę, że film opowiada o ważnych rzeczach okresu transformacji, ale przecież z nut zbudowane są zarówno "Aria na strunie G" Bacha jak i "Majteczki w kropeczki". To, że ten drugi kawałek się komuś podoba, jeszcze nie znaczy, że jest coś wart.